wtorek, 11 czerwca 2013

Spotkania rodzinne

Mogę z całą szczerością powiedzieć, że spotkania rodzinne (szczególnie ze stroną ojca) to dla mnie udręka. Nie lubię ich ani trochę. Są dwa powody. Po pierwsze większość z nich to egoiści, z którymi nie da się rozmawiać o czymś innym niż oni sami, po drugie dwie z trzech sióstr mojego ojca prowadzą swoje firmy, przez co dorobiły się znacznego majątku, czego ich dzieci, szczególnie Kamila, córka najstarszej z rodzeństwa, ciotki Iwony, nie zapominają (głównie) mi wypominać przez strój czy zachowanie. Przykładowo Kamila potrafi ni z tego, ni z owego palnąć (najczęściej w trakcie mojej wypowiedzi) w jakim sklepie to ona ostatnio nie była, co tam kupiła i za ile. Czasem mam aż ochotę strzelić ją w ten pusty łeb, żeby sie zamknęła. Irytujące...
Trzecim powodem, przez który nie lubię spotkań rodzinnych, jest temat chłopaka. Czy jakiegoś mam, czy jakiś mi się podoba, czy jakiś się do mnie zaleca, i tak dalej. Nie mogę im powiedzieć, że mam dziewczynę i jestem z nią szczęśliwa, ponieważ są dość staroświeccy i mocno wierzący.
Jakiś czas temu proponowali mi nawet, żebym 'wzięła się' za takiego mojego znajomego, Sebastiana... Fajny z niego chłopak, przystojny, mądry, wysportowany, umie gotować (nawet uczy się na kucharza), ale to nie dla mnie.
Nie mogę im przecież powiedzieć o mojej 'naturze'...
Może kiedyś mnie zaakceptują w całości zamiast alienizować... Zobaczymy. Trzeba czekać. Czas pokaże. Muszę być cierpliwa. Trochę wiary w siebie.
Kocham Cię, wiesz? Tęsknię, ale jednocześnie mam ochotę Ci przywalić. Już Ty dobrze wiesz o co. Będzie dobrze. Mam taką nadzieję. Mam wątpliwości. Ale Cię kocham. Nie bawisz się mną, prawda? Proszę, nie mów, że jestem tylko zabawką, którą później wyrzucisz. Czas pogadać. Poważnie. Czy zrozumiemy? Ile właściwie nas różni? Kochaj mnie, kochaj... To nie są puste słowa...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz